|
exolucyi
potrzebują, a w skarbie ratusznym, jako sami waszmościowie wiecie,
summy nie masz; a tak, skąd te talarów pięćset panom creditorom
wypłacić,
chcieycie waszmościowie w tym ścisłą y stałą
uczynić obradę".
Po długich deliberacjach postanowiono to, co wobec stanu finansów
grodu
było wiadome od początku: „1-mo. Lubo termin zbliżył się
do exolucyi różnym
panom kredytorom, jako to, imć panu Lewenthalowi, imć panu
Krukowiczowi
y innym, a miasto, ob. defectum summy na terminach wypłacić nie
może; za
czym ichmościów panów kredytorów o dalsze poczekanie upraszać, a
kwotę od
summy przychodzącey zapłacić, szlachetnego magistratu upraszamy"
(Istoriko-
juridicz.eskije matieriały..., t. XIII, s. 417, 418).
30 lipca 1733 roku w księgach magistratu zanotowano: „Imć
panu Andrze-
jowi Krukowskiemu miasto zostało winne talarów bitych trzysta dwadzieścia,
któremu termin expirował". W części drugiej tegoż
dokumentu magistrat posta-
nawiał: „Imć pana Krukowskiego (...) ratione zaciągnionych
na miasto długów,
o poczekanie prosić suplikujemy". 13 października tegoż roku
ręka pisarza
grodzkiego odnotowała: „Imć pan Krukowski, skarbnik pamawski, talarów
dziewięćdziesiąt ichmściom panom delegatom w drogę pożyczone,
wypłacenia
potrzebuje, ustawicznie kuczy y skomatycznie przykrzy; termin oddania dawno
expirował, trzeba wypłacić".
18 czerwca 1734 roku zanotowano: „Za obligami imci panu Krukowskiemu
od miasta talarów bitych tysiąc pięćset należy; termina
expirowały, obowiązki
y condycye ciężkie, trzeba wypłacić". Ale w uchwale znów
postanawiano, że
trzeba u wierzyciela „wyjednać do czasu dalszego cierpliwość".
W styczniu
1736 roku magistrat uchwalił nawet specjalny „podatek tynfowy" nałożony
na
Mohylew, by wreszcie się ze skarbnikiem parnawskim Andrzejem Krukowskim
rozliczyć (Istoriko-juńdiczeskije matieriaty..., t. XIV, s.
174, 175).
„ Wypłacić trzeba, a nie masz skąd" - oto częsta
formułka w mohylewskich
księgach grodzkich, dotycząca spłaty długów miejskich
natarczywie dobijają-
cym się swego wierzycielom. Podupadła Rzeczpospolita, a razem z nią
jej mia-
sta i jej obywatele. Często, aby spłacić jeden dług, zaciągano
kolejny, na jesz-
cze wyższy procent, jak to np. wynika z zapisu, uczynionego 30 października
1725 roku: „Na uspokojenie imć pana Iwaszkiewicza, podstolego wendeńskie-
go, vigore zapadłego dekretu, z wypłacenia raty pierwszey talarów
bitych 75,
zapożyczyliśmy u imć pana Sassa, porucznika Jego Królewskiey Mości
infante-
ryi, tynfów trzysta; termin bliski oddania przychodzi; a imć panu
Iwaszkiewi-
czowi za niedziel dwie talarów dwadzieścia oddać należy".
Skarżą się więc
panowie rada, iż „miasto ze wszech stron za dawne długi ponabierane
jest",
przez co magistrat „w ustawicznych pozostaje labiryntach".
Zdemoralizowanie i zmaterializowanie postaw było tak daleko posunięte,
że
niekiedy wierni oskarżali - i to słusznie - nawet kapłanów o
rozkradanie sprzętów
świątynnych, jak to miało miejsce w lipcu 1728 roku, gdy do sądu
mohylewskiego
wpłynęła skarga tego rodzaju na ihumena cerkwi bohojawleńskiej
Klimenta Piha-
rewicza, który za pieniądze cerkiewne sprawił okazałe posagi córkom
swego brata,
a z listy utraconych rzeczy wynikało, że skradł ich kilkaset.
W 1749 r. głośna była sprawa pana Krukowskiego,
podczaszego orszań-
skiego, który prawosławne „cerkwie dwie, szczytkowską y porzecką
(...) nulla
442
|
|